wtorek, 19 czerwca 2012

Muzyka łagodzi obyczaje? Możliwe, ale na pewno nie na drodze!



Według badań przeprowadzonych przez Samodzielny Niezależny Instytut Badań Nad Zachowaniem Kierowców, który jest częścią naszego projektu Na Wywalonym Bezpieczniku wynika, że jeździmy szybciej, gdy z głośników wydobywają się nasze ulubione dźwięki. Z czym to jest związane? Nie mam pojęcia, jednak spróbuję dojść do jakiegoś konsensusu razem z wami.



Polskie przysłowie zakłada, że gdy słyszymy muzykę stajemy się spokojniejsi i bardziej ułożeni. Może to wynikać z faktu, że powstało ono za czasów Chopina. Teraz osobniki z gatunku „mainstream” preferują raczej muzykę, która pobudza ich do działania. Szybka, głośna – jednym słowem nic związanego z spokojem ducha. W aucie, nasz organizm reaguje na nią tak jak na imprezie wyrzucając do krwi hormony szczęścia. Już po chwili serce bije szybciej i wciskamy gaz do dechy. Nie zdziwiłbym się gdyby w niedalekiej przyszłości wraz z rosnącą populacją miłośników Dubstepu, rosło poparcie urzędników UE do wycofania z samochodów urządzeń odtwarzających dźwięki. Ostatnio słyszałem, że któryś z nich wymyślił, że na mazurach nie ma jezior. W porównaniu do tego, odgórny nakaz wymontowywania car-audio brzmi błaho. 



To co przeczytaliście wyżej było pół żartem, pół serio. Jednak już całkiem poważnie, jeżeli chodzi o muzykę w aucie, widzę poważny problem w naszym pokoleniu. Lubimy, kiedy muzyka gra głośno. W dodatku jesteśmy narażeni na dB atakujące nas ze wszystkich stron, więc słyszymy coraz gorzej. Nie zagłuszajmy, więc sobie tego co się dzieje dookoła, bo słuchając głośno muzyki w samochodzie to tak jak jeździć z opaską na oczach. Nie muszę chyba tłumaczyć, dlaczego i to i to jest bardzo niebezpieczne. 

Marcin Krajmas