Według badań przeprowadzonych przez Samodzielny Niezależny
Instytut Badań Nad Zachowaniem Kierowców, który jest częścią naszego projektu
Na Wywalonym Bezpieczniku wynika, że jeździmy szybciej, gdy z głośników
wydobywają się nasze ulubione dźwięki. Z czym to jest związane? Nie mam pojęcia,
jednak spróbuję dojść do jakiegoś konsensusu razem z wami.
Polskie przysłowie zakłada, że gdy słyszymy muzykę stajemy
się spokojniejsi i bardziej ułożeni. Może to wynikać z faktu, że powstało ono
za czasów Chopina. Teraz osobniki z gatunku „mainstream” preferują raczej
muzykę, która pobudza ich do działania. Szybka, głośna – jednym słowem nic
związanego z spokojem ducha. W aucie, nasz organizm reaguje na nią tak jak na
imprezie wyrzucając do krwi hormony szczęścia. Już po chwili serce bije
szybciej i wciskamy gaz do dechy. Nie zdziwiłbym się gdyby w niedalekiej przyszłości
wraz z rosnącą populacją miłośników Dubstepu, rosło poparcie urzędników UE do
wycofania z samochodów urządzeń odtwarzających dźwięki. Ostatnio słyszałem, że któryś z nich wymyślił, że na mazurach nie ma jezior. W porównaniu do tego, odgórny nakaz wymontowywania car-audio brzmi błaho.
To co przeczytaliście wyżej było pół żartem, pół serio.
Jednak już całkiem poważnie, jeżeli chodzi o muzykę w aucie, widzę poważny
problem w naszym pokoleniu. Lubimy, kiedy muzyka gra głośno. W dodatku jesteśmy
narażeni na dB atakujące nas ze wszystkich stron, więc słyszymy coraz gorzej.
Nie zagłuszajmy, więc sobie tego co się dzieje dookoła, bo słuchając głośno muzyki
w samochodzie to tak jak jeździć z opaską na oczach. Nie muszę chyba tłumaczyć,
dlaczego i to i to jest bardzo niebezpieczne.
Marcin Krajmas