niedziela, 18 grudnia 2011

Tracimy prawdziwą motoryzację

Ceny paliw idą w górę, a naukowcy straszą nas informacjami, o kończących się zasobach ropy naftowej. Z tych powodów koncerny motoryzacyjne zabierają nam motoryzację i dają automatyczno-elektroniczne przyrządy do przemieszczania się z punktu A do punktu B. I mózg i serce nie pozwalają mi tego czegoś nazwać samochodem.

          Wszystko idzie w kierunku automatyzacji. Systemy parkowania, czy automatycznie zamykane klapy bagażnika to w nowych autach już niemal standard, nie mówiąc już o automatycznych skrzyniach biegów. Wszystko, co wymaga od nas jakiegokolwiek wysiłku jest eliminowane. Również nasze bezpieczeństwo po przez wszelkiego rodzaju systemy, jest przekazywane w „ręce” samochodu. W tym miejscu, dla mnie i mam nadzieję dla większości z was pojawia się problem – co robię sam, a co za mnie robi auto? Czy ja prowadzę auto czy auto prowadzi mnie? Kto by jeździł konno, jeżeli koń by o wszystkim decydował? Po za tym, nigdy bym nie pozwolił, żeby to koń decydował o moim bezpieczeństwie. Każdy lubi jak wszystko zależy od niego samego, więc skąd taki trend w motoryzacji, skoro te wszystkie systemy nam tylko przeszkadzają? ABS wydłuża drogę hamowania, a ESP spowalnia nas i w sumie, to ustawia auto „na drodze”. Tylko, że to auto nie wie, gdzie my chcemy jechać i jak oraz co dzieje się na drodze.

          Co z rykiem silników? Producenci samochodów zmniejszają ilości cylindrów, zmniejszają pojemności, wszystko idzie w kierunku oszczędności. BMW M5 od zawsze miała wolnossące serce i nagle ukazuje się „M-ka” z V8 tyle, że podwójnie turbodoładowana. Niby mocy i momentu obrotowego przybyło, ale dalej pozostaje problem turbo, a raczej „turbo dziury” i awaryjności. No, ale rozumiem – spalanie. Tyle, że auta z turbo czy mniejszymi silnikami niekoniecznie palą mniej. Wszystko zależy od sposobu jazdy i od prędkości, jakie osiągamy. Moim zdaniem, jeżeli potrzebujemy auta na autostrady albo trasy, gdzie osiągamy około 100-120 km/h auta z większymi silnikami są lepsze. Mniej się męczą, więc nie trzeba ich będzie tak często remontować, ale również potrzebują mniej paliwa do utrzymania stałej prędkości. Problemy zaczynają się niestety w mieście, gdzie np. 3.0 litrowe V6 bierze średnio 15 l/100km. Dużo? Też tak myślałem, do momentu, w którym dowiedziałem się, że Honda Civic 1.8 i-vtec spala średnio 13l, tak samo jak Hyundai Coupe z 2.0l silnikiem benzynowym. No, ale tak jak mówiłem, dużo zależy jednak od kierowcy.
Swoją drogą, to chciałbym mieć 20 lat, w czasach golfa MK1 czy AUDI quattro, jeździć tymi autami i tankować benzynę tańszą niż woda.

Jakie jest wasze zdanie? Zgadzasz się lub nie, podziel się z nami Twoim zdaniem w komentarzach na FB.


Marcin Krajmas