piątek, 19 października 2012

Hot or Not


Jest to mój artykuł, który ukazał się w magazynie Szczecin in Progress. Numer z tym tekstem wczoraj został zastąpiony nowym wydaniem, a ja prezentuje go tutaj dla czytelników z poza Szczecina.
Świat cały czas idzie do przodu. Dla naszych rodziców, w czasach ich młodości, komputer był jak Święty Gra­al. Mówiono, że istnieje i że ma wielką moc, ale nikt go na oczy nie widział. Z biegiem czasu stawał się coraz bardziej popularny i dostępny. Każdy chciał mieć w domu tę kosmiczną technologię  która miała moc obliczeniową dzisiejszego kalkulatora ze średniej półki. Obecnie komputery są dosłow­nie wszędzie. Mamy jeden albo pięć w domu, jeden w pracy, jeden w domku letniskowym. Nawet naszą pralkę czy mikrofalówkę możemy nazwać kompu­terem, a jeżeli nasze auto jest w miarę nowe, to jeden mamy także w samo­chodzie.


Kiedy w swoich nowych samochodach naciskacie pedał gazu, terabajty informacji przepływają przez jego kompu­ter. W ułamek sekundy otrzymujemy odpowiedź, czy moc może być przeka­zana na koła tak, jakbyśmy chcieli. Je­żeli jest ślisko i komputer to wyczuje, zamiast mocy i, bardziej lub mniej, pla­nowanego uślizgu, na konsoli środko­wej pojawi się wielki, czerwony napis „TY GŁĄBIE”. To samo dzieje się, kiedy naciskamy hamulec czy skręcamy. Nie jest już w pełni naszą decyzją, gdzie auto pojedzie. Wszystko stało się kom­binacją wyliczeń, które Pan w białym fartuchu wykonał na swoim super mą­drym komputerze. Ja tym Panom jed­nak nie do końca ufam i boję się, kiedy to samochód za mnie przyśpiesza bądź hamuje. Hollywood pokazało nam w fil­mach już chyba wszystkie możliwe sce­nariusze końca świata. Ja najbardziej boję się tego, że jakiś wirus zakradnie się do tych wszystkich aut i zamieni impulsy elektryczne przekazywane z pedału gazu, z tymi przekazywanymi z hamulca. Na Ziemi zostaliby tylko użyt­kownicy Polonezów i Trabantów.

W czasach, kiedy motoryzacja rozwi­jała skrzydła, aby podnieść moc silni­ka wystarczyła wiertarka. Rozwierca­ło się dyszę gaźnika i już silnik miał o kilka koni więcej. Wtedy motoryzacja to było coś. Dziś do banalnych napraw potrzebujemy komputera, aby deska rozdzielcza nie świeciła się w kolorach tęczy, gdy po przekręceniu kluczyka auto zda sobie sprawę z jakiejś nowej części. Kilkanaście lat temu auta jecha­ły tak szybko, jak potrafił kierowca. Nic ich nie blokowało. Nie było ABS i ESP, więc trzeba było po prostu umieć jeź­dzić. Dziś mam wrażenie, że większość wypadków zdarza się nie przez nad­mierną prędkość, a przez zły stan dróg i znikome umiejętności kierowców. Większość z nich nadmiernie wierzy w prowadzone przez siebie auta. Gdy wpadamy w poślizg, nasz samochód widzi drogę oczami tego gościa w bia­łym fartuchu, siedzącego z dala od całej akcji, zapisującego ustawienia naszego auta w systemie zero-jedynkowym w swoim laboratorium. Marian Buble­wicz (legenda polskich rajdów samo­chodowych) powiedział kiedyś, że ża­den system nie wyhamuje tak szybko jak ludzka noga. Miał rację! ABS dobre­mu kierowcy tylko przeszkadza, lecz przeciętnemu Kowalskiemu, który w życiu nie musiał hamować na granicy przyczepności, może uratować życie. Druga strona medalu – inżynier, który na chwilę, hamo­wania, sadza na naszym miejscu elek­tronicznego Bublewicza.

Uwielbiam rajdy. Tam można się na­uczyć wszystkiego o prowadzeniu auta. Poślizgi zdarzają się co chwilę i nic, a w szczególności elektronika taka jak ABS i ESP, nie może mi przeszkadzać w wy­prowadzania samochodu z tego pośliz­gu. Jednak znowu pojawia się druga strona medalu. Jeżdżąc na co dzień nie jestem w połowie tak skoncentrowany, jak na trasie rajdu, więc mam zawsze ze sobą tych dwóch mądrali, którzy pomagają mi jak tylko mogą. Chciałbym żebyście wiedzieli, że jesteście dużo mądrzejsi od swoich aut, ale musicie ćwiczyć. Jeżeli chcecie dobrze jeździć, od czasu do czasu w zimie pojedźcie na jakiś duży parking. Wyłączcie wszystko, co daje wam współczesny świat mo­toryzacji, i zaciągnijcie ręczny. Jest też inna droga, z pewnością dużo lepsza, ale trochę droższa. Są to szkoły bez­piecznej jazdy, w których kursy, w prze­ciwieństwie do tych przed egzaminem na prawo jazdy, uczą jeździć. Zobaczy­cie jak mało umiecie i jak dużo możecie się nauczyć. Być może kiedyś ta wiedza w połączeniu z technologią pomoże wam w kryzysowej sytuacji uratować siebie, innych i wasz samochód.